Interesuje mnie

Śmiałe i kontrowersyjne miejskie inwestycje we Wrocławiu

Eksperymentalne osiedle mające być wizytówką miasta tak daleko od centrum, że da się tam dojechać tylko dwiema liniami tramwajowymi. Przeprawa przez Odrę, której efektywność zgubiła się w pogoni za efektownością. Domy z włókien szklanych 100 m od Rynku, w których nikt nie zamieszka. Nowe pomysły na Wrocław są śmiałe i kontrowersyjne.

Śmiałe i kontrowersyjne miejskie inwestycje we Wrocławiu

Miasto się zmienia

Tak emocjonujących dyskusji na temat tego, co powstanie w stolicy Dolnego Śląska, nie było od dawna. Czy WuWA 2 dorasta do nazwy swojej słynnej poprzedniczki, która do dziś przyciąga architektów z całego świata? Czy na przejściu Świdnickim rzeczywiście trzeba stawiać szklane domy, przy okazji fundując kolejne utrudnienia kierowcom jeżdżącym przez ul. Kazimierza Wielkiego? Wreszcie: czy Politechnikę połączyć z jej nowym kompleksem kolejką gondolową czy kładką nad Odrą? Przyjrzeliśmy się trzem najbardziej kontrowersyjnym inwestycjom planowanym we Wrocławiu.

Eksperyment na końcu świata

O pierwszej z nich, czyli o projekcie budowy eksperymentalnego osiedla „Nowe Żerniki” (zwanego także WuWA 2), pisaliśmy szczegółowo na początku ubiegłego roku. Idea jest prosta: architekci związani z Wrocławiem, przy współpracy z urzędnikami i deweloperami, zbudują osiedle, które ma odpowiadać potrzebom mieszkańców współczesnego miasta. Powstanie ono na terenie o powierzchni 40 ha przy ul. Kosmonautów, pomiędzy autostradową obwodnicą Wrocławia a rzeką Ługowina. Projekt ma być jedną z wizytówek Wrocławia na 2016 rok, kiedy będziemy Europejską Stolicą Kultury. W czerwcu urzędnicy przedstawili dokładny harmonogram jego powstawania i koszty budowy infrastruktury. Już za samą budowę dróg i przyłączenie ich do ul. Kosmonautów trzeba będzie zapłacić 23,7 mln zł. Ta część, podobnie jak zabudowa 10 ha najbliżej ul. Kosmonautów, ma być gotowa za trzy lata. – Znajdą się tam budynki, w których będzie ok. 700 mieszkań. Do 2016 roku powstanie również sieć dróg osiedlowych i dojazdowych oraz przestrzenie publiczne na osiedlu – powiedział dziennikarzom Piotr Fokczyński, Architekt Miasta. Miasto i wodociągi wyłożą pieniądze na infrastrukturę, ale część mieszkalna ma być finansowana przez inwestorów. Będą oni korzystać z projektów opracowanych przez zespół ok. 40 wrocławskich architektów.

Fakt, że do pracy przy projekcie zaproszono jedynie projektantów ze stolicy Dolnego Śląska, oraz pierwsze wyniki ich prac wzbudziły kontrowersję. Wśród głosów krytyki przeważały takie, że architektura jest wtórna: nie zaproponowano nic współczesnego, jak: zielone dachy, budynki pasywne, inteligentne czy drewniane. Ponieważ jednak „de gustibus non est disputandum”, nie będziemy próbowali rozstrzygać, kto ma rację w tym sporze. Drugą z kontrowersji jest fakt, że to nowe, wzorcowe osiedle powstaje daleko od centrum, podczas gdy na świecie dominuje trend powrotu do miast i rewitalizacji śródmieść. Urzędnicy odpowiedzialni za projekt odpowiadają na to, że – patrząc na mapę – Żerniki są blisko geograficznego centrum miasta, więc jest to jak najbardziej trafiona lokalizacja dla tego osiedla. Jak ma wyglądać WuWA 2? Jej oś kompozycyjną mają wyznaczać dwa pasy zieleni. Na „Nowych Żernikach” będą zarówno duże budynki wielorodzinne, jak i mniejsze jednostki, a nawet domy jednorodzinne: szeregowe i wolno stojące. W pierwszym etapie, bliżej ul. Kosmonautów, powstaną budynki użyteczności publicznej, przede wszystkim dom kultury, przedszkole, żłobek i przychodnia. Pieniądze na nie wszystkie znajdą się w kasie gminy. Zaplanowano również budowę lokali usługowych i handlowych. Po 2016 roku sukcesywnie mają powstawać kolejne kwartały osiedla, już w większości finansowane przez inwestorów.

Osiedle "Nowe Żerniki" ma być dziełem wspólnej pracy architektów, urzędników i deweloperów

(Nie)domy przeciw autom

Dla wielu jeszcze bardziej kontrowersyjnym pomysłem jest ten dotyczący zabudowy przejścia Świdnickiego i jego okolic. Za trzy lata, czyli w tym samym czasie, gdy gotowy będzie pierwszy etap WuWY 2, nie będzie już można przejść pieszo na drugą stronę ul. Kazimierza Wielkiego pod ziemią. Zamiast tego każdy zrobi to po tradycyjnej zebrze, zaś nad przystankami tramwajowymi pojawią się ogromne konstrukcje z włókien szklanych. W ubiegłym roku magistrat ogłosił i rozstrzygnął konkurs na ich projekt. Wygrał pomysł autorstwa pracowni Major Architekci. Wiemy już, że zabudowa przystanków tramwajowych po obu stronach trasy WZ będzie przypominała dwa stojące tam przed wojną budynki. Iluminowana wieczorami konstrukcja z włókna szklanego wzniesie się na 16 m, skrywając wiaty przystankowe. Jeszcze jesienią autorzy pomysłu proponowali, żeby była ona z podobnego materiału, jakim pokryty jest stadion miejski, ale pręty z włókna szklanego są trzykrotnie tańsze i się nie brudzą. Oprócz zmian estetycznych będą i praktyczne: podziemne przejście stanie się salą wystawienniczą, a ruch pieszych poprowadzony zostanie górą. Miejscy urzędnicy przebudowę tej okolicy połączyli z organizacją Europejskiej Stolicy Kultury, którą Wrocław stanie się w 2016 roku razem z baskijskim San Sebastián. W barze Barbara, który ma zostać odtworzony, zaplanowano centrum tego wydarzenia. Jednak pomysł zabudowy przejścia podziemnego ma już kilka lat i związany jest m.in. z upadkiem funkcji handlowej, którą jeszcze w latach 90. pełniła ul. Świdnicka (pisaliśmy o tym w majowym wydaniu „Rynku Dolnośląskiego”).

W miesiącach letnich gołym okiem widać, że ul. Kazimierza Wielkiego w swojej obecnej formie jest naturalną granicą dla ruchu pieszego. Wszystko to, co znajduje się po stronie bliżej Rynku – kwitnie, a to, co dalej od niego – podupada. Przejście podziemne jest tego namacalnym i bardzo widocznym przykładem. Po stronie północnej każdego dnia jest dwa razy więcej osób niż po południowej, bo już sama konieczność schodzenia i wchodzenia ponownie po schodach odstrasza sporą część przechodniów. Dlatego jednym z powodów, dla których już dawno zaplanowano likwidację przejścia podziemnego, jest chęć przywrócenia życia po południowej stronie Kazimierza Wielkiego.

Za ok. 3 lata przejście na ul. Świdnickiej zmieni się nie do poznania i stanie się deptakiem

Jest jeszcze jeden – nie mniej ważny – wątek związany z tą sprawą. Prawie 40 lat temu, gdy ówcześni włodarze zdecydowali się uruchomić przejście podziemne pod ul. Kazimierza Wielkiego, planistom na całym świecie wydawało się, że to podróże samochodami będą przyszłością. Jednak już w latach 70. okazało się, że w miastach nie ma wystarczającej przestrzeni, by każdy mógł jeździć po nich autem. Stopniowo dopracowano się koncepcji, którą kilka lat temu do Wrocławia przywiózł zaproszony przez prezydenta miasta prof. Jan Gehl, słynny duński naprawiacz miast. Gehl od lat przekonuje władze różnych miast (m.in. Sydney, Melbourne, San Francisco i Nowy Jork), że modelem godnym naśladowania jest Kopenhaga, w której co trzeci mieszkaniec jeździ na co dzień autem, co trzeci komunikacją zbiorową, a co trzeci rowerem. Pomysły Duńczyka są radykalne: w Nowym Jorku przekonał burmistrza m.in. do przerobienia Broadwayu – samochodom zabrano jeden z pasów na zieleń, a drugi na ścieżkę rowerową i poszerzenie chodników. Dokładnie to samo planuje pod jego wpływem zrobić Rafał Dutkiewicz. Kazimierza Wielkiego będzie zwężona do połowy: pas ruchu od strony Rynku zostanie zamknięty dla samochodów, powstaną tam deptak oraz droga rowerowa. Ten proces trwa już od trzech lat: widocznymi jego efektami są pojawienie się drogi dla jednośladów na pasie w stronę Galerii Dominikańskiej oraz przejście dla pieszych ze światłami na wysokości Muzeum Miejskiego. Zmiany na przecięciu Kazimierza Wielkiego i Świdnickiej będą tylko kolejnym etapem.

Na linach zamiast kładką

Podczas gdy „Nowe Żerniki” są wrocławskim pomysłem na Europejską Stolicę Kultury, a zabudowa przejścia Świdnickiego częścią planów mających rozszerzyć uczęszczaną strefę Starego Miasta na południe, przeprawa przez Odrę na wysokości Politechniki Wrocławskiej to konieczność. Największa wrocławska uczelnia nie ma gdzie się już rozwijać w okolicy, w której stoi jej gmach główny, czyli w trójkącie tworzonym przez pl. Grunwaldzki, ul. Curie-Skłodowskiej oraz Odrę. Aby postawić nowoczesne centrum dydaktyczne na miarę XXI wieku, w którym nauki pobierać będą studenci Wydziałów: Budownictwa Lądowego i Wodnego, Geoinżynierii, Górnictwa i Geologii oraz Mechaniczno-Energetycznego (GeoCentrum), uczelnia musiała się przenieść za rzekę, w okolice ul. Na Grobli. GeoCentrum zostało oficjalnie otwarte w grudniu. Kłopot polega na tym, że spora część studentów Politechniki ma swoje zajęcia nie tylko na lewym, ale także na prawym brzegu Odry. Zmuszeni są więc do tego, żeby przechodzić między budynkami. W tym momencie zabiera to ponad 20 minut i wymaga od nich przejścia mostem Grunwaldzkim. Uczelnia, przy współpracy z urzędem miasta, które obiecało dołożyć się do tej inwestycji, zaplanowała więc skrócić tę trasę, budując przeprawę przez Odrę, choć stowarzyszenia, takie jak: Wrocławska Inicjatywa Rowerowa oraz Towarzystwo Upiększania Miasta Wrocławia, protestowały przeciw wyborowi kolejki argumentując, że kładka to znacznie lepsze rozwiązanie.

Prace przy budowie kolejki gondolowej są bardzo zaawansowane, a pierwsze osoby przeprawią się nią przez Odrę już w październiku

– Eksperci z Politechniki od dawna planowali w tym miejscu budowę kładki, ponieważ uczelnia potrzebuje dobrego, a nie tylko ładnego połączenia z ul. Na Grobli. Już teraz wiadomo, że przepustowość kolejki gondolowej jest za mała (w ciągu godziny gondole będą w stanie przewieźć jedynie 380 osób – przypis red.), a co będzie, gdy Geocentrum się rozbuduje? – pyta Przemysław Filar, prezes Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia. – To niestety nie jedyny minus. Kładek nie zamyka się na noc i nie zawiesza ich działalności w wakacje, a gondole mają przewozić ludzi tylko wtedy, gdy trwa nauczanie na Politechnice. Wreszcie, po trzecie, kładki są za darmo. Za przejazd w gondoli trzeba będzie zapłacić. W efekcie dostaniemy atrakcję dla turystów, a nie sprawny sposób przedostania się na drugą stronę Odry – dodaje. Kładka mogłaby być ciekawym obiektem architektonicznym, zaś postawione już pylony kolejki po prostu szpecą okolicę. Ciekawe, jakie studenci będą mieli pomysły, aby dostać się na drugą stronę, gdy trzeba będzie czekać na kolejny przejazd, a przed nimi stać będą jeszcze wykładowcy. Do wagoników zmieści się przecież bardzo mało osób, a niebezpieczeństwo nieobecności na egzaminie może spowodować różne niestandardowe zachowania – podkreśla Filar. Jednak urzędników z magistratu, którzy – wykładając sporą część kwoty – mieli niemały wpływ na decyzję, co zbudować, przekonało zamówione kilka lat temu opracowanie, z którego wynikało, że kładka nie będzie tańsza. W efekcie już w sierpniu będziemy mieli kolejkę, która będzie kosztować ponad 12 mln zł. W dwóch piętnastoosobowych wagonikach będzie można w 3 minuty pokonać dystans między tzw. Serowcem przy Wybrzeżu Wyspiańskiego a GeoCentrum na Grobli.

Już dawno w stolicy Dolnego Śląska nie było aż tylu dyskusji na temat tego, czy wydajemy miejskie pieniądze w najlepszy możliwy sposób. Władze Wrocławia stawiają na śmiałe i kontrowersyjne projekty wbrew dużym obiekcjom, jakie wokół nich powstały. Czy to dobrze? Ocenę zostawiamy czytelnikom.

Podobne artykuły