Kiedy wspólnota rządzi się sama - strona 2
Chyba jednak przyzna Pani, że taki skład zarządu to model idealny - przecież nie we wszystkich wspólnotach mieszkają księgowe czy inżynierowie i na dodatek chcą pracować dla wspólnoty...
Jeżeli nie ma prawnika czy księgowej, to najważniejszy jest koordynator - menedżer, który w razie konieczności zleca pewne sprawy na zewnątrz. Licencja daje mi uprawnienia i wiedzę do zarządzania, czyli prowadzenia marketingu we wspólnocie. Jestem w stanie rozdzielić prace pomiędzy osoby, które niekoniecznie muszą być właścicielami. W jednej nieruchomości mamy np. tylko dwuosobowy zarząd - pana konserwatora, który jest "złotą rączką" i mnie, ale wtedy to właśnie na mnie spada obowiązek zapewnienia tej wspólnocie obsługi prawnej i księgowej. Prace te zlecam na zewnątrz lub w pewnym podstawowym zakresie wykonuję sama. Nie ma większego znaczenia, ile osób jest w zarządzie, tylko czy mieszkańcy mają wpływ na to zarządzanie, czy czują się częścią wspólnoty i jej decydentami.
Ważne, żeby wszystkie czynności powierzać osobom rzetelnym, bo najwięcej zależy od uczciwości wykonania zleconej pracy. Mam takie nieruchomości, w których panie sprzątające wykonują swoją pracę fantastycznie, ale są też takie, których praca pozostawia wiele do życzenia i wtedy staram się te osoby zmienić. W jednej kamienicy wszystko aż lśni, mieszkańcy są zachwyceni, ale sprząta jedna z właścicielek, która jest członkiem zarządu i ma swoją funkcję - utrzymywanie czystości na klatce schodowej. I tu jest różnica między zarządzaniem, które ja preferuję, a zarządzaniem przez spółki. Zwykłe zarządzanie to zarobkowanie. Ale jeśli pewne sprawy robi się również dla siebie, to wszystko wygląda inaczej. Tutaj chodzi o to, żeby nie tyle zarabiać, co rzetelnie wykonywać pracę za pieniądze, na które się umówiłam. Jeżeli jakaś osoba ustaliła z nami, że za określoną kwotę będzie coś robić super, to tak to jest robione. Ona jest zadowolona, bo sobie dorobi, i ludzie są zadowoleni, bo mają czysto na klatce. Jeżeli trzeba coś wykonać dla wspólnoty, to poszukiwanie wykonawcy najlepiej jest zacząć od samych mieszkańców, bo może się zdarzyć, że pan Kowalski potrafi coś zrobić, weźmie mniejsze niż firma zewnętrzna pieniądze i jeszcze wykona to naprawdę rzetelnie. Pewnie, że nie wszystkie czynności da się załatwić tzw. domowymi sposobami, ale ludzi drażnią drobne rzeczy, które nie funkcjonują: zepsuty zamek czy domofon, przepalona żarówka, brud na klatce, krzywo przykręcony kontakt.
Nietrudno jednak znaleźć wspólnoty, w których zarządca stara się, klatka jest wyremontowana, ale po dwóch tygodniach klamki są pourywane, żarówki wykręcone, ściany popisane i to niestety przez samych mieszkańców.
Moim zdaniem dzieje się tak dlatego, że ci mieszkańcy nie znają swojego gospodarza, jest on dla nich tylko firmą, od której się wymaga i te popisane ściany to jego problem. W momencie, kiedy zna się gospodarza, kiedy wie się, że w każdej chwili może przyjść, to jest trochę inaczej. Ja zawsze mówię właścicielom: dzwoń o każdej porze dnia i nocy. Wtedy on ma pewność, że jeżeli coś się dzieje, to może na mnie liczyć. Zawsze staram się, żeby konserwator był mieszkańcem danego budynku - jeżeli zdarza się jakaś dewastacja, to ta osoba pierwsza o tym wie i mnie zawiadamia. Jeśli nie mam takiej osoby, to robi to któryś z lokatorów. Oni też szukają w ten sposób ratunku, bo ja przychodzę i jestem w stanie wezwać straż miejską, policję i na gorącym uczynku złapać osobę, która coś dewastuje. Oczywiście nie zawsze wszystko wygląda tak różowo; niektórzy mogą mieć pretensje, że się szarogęszę, zwłaszcza w sytuacjach, kiedy udziały w budynku ma gmina, a dzwonią do mnie właściciele wykupionych mieszkań. Dlatego ważne jest, żeby również lokatorzy gminni wiedzieli, że mogą na mnie liczyć. Staram się im uświadomić, że to również ich dom, że nie robię tego wszystkiego tylko dla właścicieli wykupionych mieszkań, że oni również opłacają zarządcę, chociaż często nie zdają sobie z tego sprawy. Jeżeli wytłumaczy się lokatorom, jakie są relacje finansowe między wpłatami za mieszkanie gminne a wpłatami przez gminę na wspólnotę, wzrośnie świadomość i łatwiej będzie mi się pracowało. Mnie nie chodzi o to, żeby wszyscy się angażowali. Wystarczy, że nie przeszkadzają i doceniają fakt, że robi się to również dla nich.