Gdzie jest nasz salon? - strona 3
Już nawet nie na piwo
Z całą pewnością z planu dla Rynku z czasów Bogdana Zdrojewskiego wypadł handel, czyli 30 proc. powierzchni lokali usługowych i przynajmniej tyle samo powodów, aby odwiedzić „salon miasta.” Zgadzając się z tym, że sprzedaż alkoholu w sklepach, nawet jeśli nie zabija gastronomii w okolicach Rynku, to na pewno poważnie jej szkodzi, trzeba zauważyć, że rozwiązanie tego problemu nie jest receptą na cało zło. Klienci podróżujący samochodami, którzy 10–15 lat temu przyjeżdżali w okolice Rynku na zakupy, a przy okazji coś zjedli, już do niego nie wrócą. Paradoksalnie także to, za co chwalimy Rafała Dutkiewicza, czyli rewitalizacja znacznie szerszego obszaru Starego Miasta (nie tylko samego Rynku), szkodzi centralnemu placowi Wrocławia. Najmodniejsze obecnie lokale, które przyciągają młodych wrocławian, już od dawna nie znajdują się w Rynku, ale na ul. św. Mikołaja, w Pasażu Niepolda, ul. św. Antoniego czy jeszcze dalej. – Coraz częściej odwiedzamy inne miejsca: Bogusławskiego, Włodkowica czy lokalne knajpki. Z jednej strony dlatego, że są one dobre, z drugiej, ponieważ Rynek z punktu widzenia młodego człowieka nie nadąża za zmianami w mieście – dodaje Filar. Dziesięć lat temu Rynek nie miał takiej konkurencji. I oceniając jego kondycję, nie można o tym zapominać.
Gdzie tu pomysł?
Jak jest z tym „salonem miasta”? Czy rzeczywiście upada? Z pewnością nie jest w takiej samej formie jak przed dekadą. To prawda, wciąż tętni życiem i to się z pewnością nie zmieni. W jednym Bogdan Zdrojewski zdecydowanie ma rację: Rynek przestał być już miejscem prestiżowym. Pozostał jednak celem turystów, których do stolicy Dolnego Śląska ściąga coraz więcej. Wrocławianie wciąż się na nim pojawiają, ale trzeba imprez, takich jak Europa na Widelcu czy Jarmark Świąteczny, by ściągnąć ich tłumy. Popołudniami czy w weekendy znacznie prościej jest się dostać w inne rejony miasta, w których oferta jest już taka sama, jaką przed dekadą oferował tylko Rynek. Sprowadzanie dyskusji o funkcji centralnego placu Wrocławia do tego, gdzie kupić alkohol oraz w które miejsca da się dojechać samochodem, jest znacznym uproszczeniem.
Czy rozwiązaniem mogłoby być stworzenie – na wzór galerii handlowych – funkcji menedżera dla całego Starego Miasta? O powstawanie takich funkcji dla ulic handlowych, jakie ma np. amsterdamska Klimaatstraat, eksperci nawołują od dawna. Robił to ostatnio na łamach propertynews.pl Marcin Gudz, Retail Leasing Manager BNP Paribas Real Estate, przekonując, że opłaci się to i miastom, i markom luksusowym, a takie pasowałyby do „salonu”. Pewne jest jedno: jeśli nie pojawi się nowy plan dla Rynku – taki, który uwzględni zmiany, jakie zaszły w całym mieście i taki, który będzie konsekwentnie realizowany – dawny „salon miasta” oddamy turystom i pracującym w nim urzędnikom. Dla większości wrocławian podzieli on los ul. Piłsudskiego – będziemy wspominać czasy, gdy wszyscy go odwiedzali.