Gdzie jest nasz salon? - strona 2
Ile butelek na głowę turysty?
Co na te zarzuty odpowiada obecny prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz? Zacznijmy od punktu, w którym obaj włodarze – były i aktualny – się zgadzają. Od alkoholu. – Zgadzam się z tym, że istotnym problemem w zarządzaniu przestrzenią Rynku i okolic są małe sklepy detaliczne w lokalach prywatnych, oferujące alkohol – przyznał Dutkiewicz w jednym z tekstów prasowych. I od razu zaczął tłumaczyć, że to nie jego wina, bo przecież to on (poprzez swoich radnych) próbował wprowadzić tzw. nocną prohibicję, czyli zakaz sprzedaży alkoholu nocą w sklepach w obrębie Starego Miasta. Ten pomysł wojewoda Marek Skorupa – wspierany solidarnie przez media – skierował do sądu, który przyznał mu rację.
Nie jest to zresztą jedyny przykład, gdy obecne władze przegrywają w wyższych instancjach sprawy związane z alkoholem. Samorządowe Kolegium Odwoławcze już kilka razy wydawało koncesje alkoholowe sklepom, którym władze tego odmówiły. Jedynym prawnym sposobem, który wchodziłby w grę, jest możliwość ograniczenia koncesji na sprzedaż alkoholu na terenie całego miasta. Ten pomysł jednak Dutkiewicz uważa za nieefektywny i zbyt radykalny. Przyznaje, że sprzedaż alkoholu w małych sklepikach w ścisłym centrum to problem i że musimy się z nim zmierzyć, ale nowego pomysłu nie widać.
Gorszy dojazd – nie tylko autem
Odpowiadając Zdrojewskiemu, Dutkiewicz nie mógł nie pominąć najsłabszego z argumentów obecnego ministra kultury: zwiększania liczby deptaków. – We wszystkich znanych mi dużych miastach (tych o charakterze prawdziwie wielkomiejskim) strefy piesze są poszerzane. Podobnie, choć naprawdę bardzo, bardzo wolno, czynimy we Wrocławiu. Nie wiem, co lubi Bogdan Zdrojewski, ale ja uważam, że samochodem wjeżdża się do garażu, a nie do salonu – powiedział dziennikarzom Dutkiewicz. Nie sposób nie przyznać mu przynajmniej częściowo racji. Rzeczywiście większość miast świata odchodzi od pomysłów z lat 70., by wszędzie dało się dojechać autem. Deptaki w centrach miast to norma i jest całkowicie naturalne, że dokładnie tak samo będzie się działo i u nas. Jednak dostępność Starego Miasta a dojazd do niego samochodem to nie to samo.
– Do Rynku coraz trudniej jest w ogóle dojechać. W ostatnich latach zlikwidowano linie 139, 12, E, a autobusy takie jak 122 przestały się zatrzymywać na Kazimierza Wielkiego, nie mówiąc o innych liniach – komentuje Przemysław Filar, prezes Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia. Warto dodać, że poza zmianą siatki połączeń pogorszeniu uległa także częstotliwość kursowania po godzinach szczytu i w weekendy. Oznacza to, że aby dojechać komunikacją zbiorową w okolice Rynku po pracy albo w sobotę czy niedzielę, należy poświęcić na to znacznie więcej czasu. Z większości punktów miasta trzeba się przynajmniej raz przesiąść (10 lat temu tego nie było), a na przystankach czeka się dłużej: po pierwsze – bo autobusy i tramwaje poza godzinami szczytu jeżdżą znacznie rzadziej, po drugie – bo trzeba się przesiąść, a więc czekać na kolejny pojazd.
Zdrojewski argumentuje, że podczas jego rządów zamykaniu Rynku dla aut towarzyszyło budowanie parkingów podziemnych, co dziś się nie dzieje. To prawda, tyle że akurat w dyskusji o salonie miasta to wątpliwy argument. – Budowa parkingów nie pomoże, bo często do Rynku idziemy zjeść obiad przy lampce wina. W ten sposób walkowerem oddaje się przestrzeń galeriom handlowym: one mają darmowe parkingi i łatwy dojazd – argumentuje Filar.
Inne otoczenie
W tym momencie dochodzimy do wątku, który obaj politycy pominęli. Oczywiście można się spierać, który ma większe zasługi dla miasta i wyliczać, że Zdrojewski wyremontował Rynek, a za rządów Dutkiewicza wypiękniało: Przejście Garncarskie, ul. Oławska, Więzienna, plac przy kościele Marii Magdaleny, ul. Włodkowica i Dzielnica Czterech Świątyń. Można też dodać, że obecny prezydent miasta zarządzał nim w czasach, gdy dało się zdobyć pieniądze unijne, a poprzedni – nie, ale w ten sposób pominiemy jeden z kluczowych elementów. Dziesięć lat temu we Wrocławiu istniał praktycznie sam Rynek i był wyspą na tle reszty miasta, która wymagała rewitalizacji. Dziś o tym, by robić zakupy na Starym Mieście, myśli mało wrocławian, bowiem większość uważa, że od tego są galerie handlowe, których na jednego mieszkańca mamy więcej niż Warszawa. Rodzina z dziećmi wybierze jedną z nich nie tylko dlatego, że da się tam dotrzeć samochodem. Pojedzie do miejsca, w którym można zarówno zrobić zakupy, jak i coś zjeść czy dać dziecku możliwość zabawy w stworzonej dla niego przestrzeni. Za czasów Zdrojewskiego taka rodzina byłaby w Rynku. Dziś nie ma tylu powodów, by tu przyjechać.
– Prezydent Zdrojewski miał wizję: salon miasta z odpowiednimi funkcjami, których komplet miał zmienić postrzeganie placu. Obecnie nie widać spójnego pomysłu: to raz salon, raz saloon rodem z Dzikiego Zachodu, z tłumami pijanych kibiców, z hałaśliwymi koncertami, klubami go go, mydłem i powidłem – komentuje Przemysław Filar.